Obiecałam, że będę dzielić się dokonaniami z realizacji mojego 12-tygodniowego roku. Cóż… jak na razie dokonania są co najwyżej mizerne. Za to nowy system perfekcyjnie wskazał wszystkie moje problemy z zarządzaniem czasem.
Dlatego też dzisiejszy post będzie koncentrował się przede wszystkim na nauczkach, jakie wyniosłam do tej pory. Plus rozwiązania, które planuję wdrożyć w kolejnej części. Bo nie zamierzam się poddawać!
Problem 1 – Za dużo dodatkowych zobowiązań
Wyznaczyłam sobie cel, wskazałam działania do realizacji… a i tak moja lista „To Do” wypełniła się zadaniami spoza mojego planu. Okazuje się, że nie da się zjeść ciastka i mieć ciastka – coś muszę poświęcić. A to nie jest proste.
Tym bardziej, że najtrudniej przychodzi mi mówienie „nie”… samej sobie. Chętnie rzucam się na nowe inicjatywy, ale przez to moja uwaga poświęcana jednemu działaniu jest bardzo rozwodniona.
Rozwiązanie 1: Na nowe propozycje i pojawiające się pomysły nie będę odpowiadać od razu. Dam sobie czas, żeby przypomnieć sobie, jaki jest mój faktyczny cel i do czego tak naprawdę dążę.
I nie będę mieć oporów, żeby mówić o tym, czego chcę. Realizacja mojego planu jest co najmniej tak samo ważna, jak inne działania.
Problem 2 – Pójście na łatwiznę
Już na wstępie skorygowałam system mierzenia. Rzadko kiedy wszystkie działania przyczynią się do osiągnięcia celu w tym samym stopniu. A gdy przychodzi do realizacji, mam tendencję, by wybierać zadania łatwiejsze kosztem bardziej wymagających.
Rozwiązanie 2: Wprowadziłam wagi punktowe i przyznaję sobie najwięcej punktów za zadania, które najbardziej przybliżają mnie do celów. W pierwszej kolejności koncentruję się na najważniejszych zadaniach.
Problem 3 – Zbyt wiele priorytetów
Być może wynika to z mojego kiepskiego zarządzania czasem, ale po kilku tygodniach trudno mi się dalej oszukiwać, że „w kolejnym tygodniu będzie lepiej”. Po prostu – ustalanie wielu priorytetów u mnie nie działa.
Rozwiązanie 3: Chwilowo wyrzuciłam z planu punkty dotyczące rysowania. Zostawiam to na wolne chwile, gdy wszystkie inne plany będą wykonane.
Problem 4 – Stres
Nadmiar stresu czy trudny dzień w pracy mocno odbijają się na mojej efektywności w czasie przeznaczonym na rozwój. A, niestety, na trudności zewnętrzne nie mam wpływu.
Rozwiązanie 4: Zaczęłam rozglądać się za technikami relaksacyjnymi czy medytacją. Zawsze sceptycznie podchodziłam do tych metod, ale nie zaszkodzi spróbować.
Myślę, że zredukowanie zobowiązań też pomoże mi ograniczyć stres.
Problem 5 – niezbyt skuteczne blokowanie czasu
Wyznaczam sobie czas na realizację mojego planu 12-tygodniowego. Ale zazwyczaj określam go dość luźno, pt. „Zrobię cokolwiek z listy”. Gdy siadam do zadania nr A, z tyłu głowy analizuję, czy aby nie powinnam robić teraz B czy C. Poza tym nie wskazuję konkretnej ilości czasu, przez co łatwiej przychodzi mi prokrastynacja.
Rozwiązanie 5: Będę ustalać konkretnie bloki czasowe – i będę się ich trzymać.
Problem 6 – Lista w Excelu i bujo
Choć bullet journal jako planer sprawdza się genialnie, a Excela uwielbiam, to mają jeden zasadniczy problem: łatwo mi znaleźć wymówkę, by nie zaglądać do listy działań, gdy jestem zmęczona.
Rozwiązanie 6: Wypisałam moje działania na kartce A4 i powiesiłam na widoku. Teraz trudno mi ją przeoczyć – wisi jak wyrzut sumienia.
Podsumowanie
To jeszcze nie koniec!
To nie tak, że zupełnie nie realizowałam planów. Wyniki procentowe oscylowały wokół połowy, więc idę naprzód – tylko ślamazarnie. Ale teraz muszę nabrać tempa, jeśli chcę mieć szansę na osiągnięcie celów.
Wyciągam wnioski z porażek i lecę dalej podbijać świat. Trzymajcie za mnie kciuki!
To jeszcze nie koniec… postów:
→ 12-tygodniowy rok – czyli jak skutecznie realizować plany?