Sierpień, za oknem pełnia lata i bezchmurne niebo, a ja… siedzę i przygotowuję plany noworoczne. Mój nowy rok rozpocznie się 2 września, a skończy 24 listopada. Kiedy inni w ferworze kupowania prezentów świątecznych dopiero będą myśleć nad postanowieniami na rok 2018 –  ja będę już świętować zrealizowanie sporej części moich celów. Do tego zainspirowała mnie książka 12-tygodniowy rok.

 

12-tygodniowy rok – jak to działa?

W najprostszym ujęciu – zamiast planować cały rok, wybierasz cele do zrealizowania tylko przez najbliższych 12 tygodni. Określasz konkretne działania, które przybliżą Cię do tych kilku celów i skupiasz się maksymalnie na ich wypełnianiu.

Dlaczego planowanie 12-tygodniowe miałoby być skuteczniejsze niż standardowe cele noworoczne? Jest ku temu kilka argumentów.

 

Magia deadline’u

Ręka w górę, komu nie zdarzyło się nigdy wykonywać jakiegoś zadania na ostatnią chwilę! Zapewne znasz to uczucie maksymalnego skupienia, kiedy zwyczajnie nie ma czasu na rozważania, czy się chce robić – bo termin wisi nad Tobą niczym miecz Damoklesa. Ale dopóki ten moment nie jest dostatecznie bliski, nagle wypada milion innych spraw do załatwienia.

Kiedy wstaję 2 stycznia (Nowy Rok nie zawsze sprzyja efektywnej realizacji planów), mam przed sobą pełne 12 miesięcy. Przecież nic się nie stanie, jeśli odpuszczę sobie parę dni? Z jakiegoś powodu często zakładam, że już w kolejnym miesiącu na pewno będę mieć więcej czasu, a wtedy moja produktywność wystrzeli w kosmos. I, o dziwo, nigdy tak się nie dzieje…

12-tygodniowy rok sprawia, że deadline masz zawsze w zasięgu wzroku. Moment podsumowania (i decyzji, czy cele są zrealizowane) zbliża się nieuchronnie. Mając koniec roku tuż przed sobą, nie możesz sobie pozwolić na zmarnowanie więcej niż jednego czy dwóch dni – bo po prostu nie zrealizujesz celu.

 

Większa koncentracja

Jak efektywnie zrealizować kilkanaście różnych postanowień w ciągu 12 tygodni? Odpowiedź brzmi: w żaden sposób. Po prostu nie da się zrobić wszystkiego. Kiedy planujesz tak krótki okres, po prostu musisz wybrać tylko najważniejsze działania – takie, które przybliżą Cię do Twojej wizji życia.

Jeśli próbujesz rozwijać się w różnych obszarach naraz, siłą rzeczy w żadnym z nich nie osiągniesz spektakularnych efektów. Załóżmy, że pomiędzy różnymi obowiązkami masz 10 godzin w tygodniu, które możesz poświęcić na rozwój. Jeśli poświęcisz po jednej godzinie na dziesięć różnych działań, to postępy w każdym z nich będą dość powolne. Ale jeśli cały ten czas przeznaczysz na realizację jednego celu – efekty zobaczysz znacznie szybciej.

A co z pozostałymi celami, które też są ważne? Nie ma problemu, przecież za trzy miesiące rozpoczynasz zupełnie nowy, 12-tygodniowy rok.

 

Mniejsza niepewność

Co będziesz robić dokładnie za rok od dziś? Jeśli potrafisz odpowiedzieć na to pytanie ze stuprocentową pewnością, to podaj mi numer do Twojego jasnowidza. Ile razy było tak, że założenia brały w łeb, bo nagle zmieniły się okoliczności? Im plany są dalej odsunięte w czasie, tym większa szansa, że ich nie zrealizujesz.

12-tygodniowy rok obejmuje znacznie krótszą perspektywę. Dzięki temu z większą pewnością zaplanujesz swój czas.

 

Widzisz swoje postępy

Metoda 12-tygodniowego roku jest tak skonstruowana, że pozwala Ci na bieżąco śledzić postępy Twoich działań. Czarno na białym widzisz, czy realizujesz plan, czy nie. Nie ma przekłamań – pomiar jest konkretny i jednoznaczny.

To dobra wiadomość, gdy idziesz zgodnie z planem – i gorzka pigułka, gdy opuszczasz się w działaniu. Ale gorzka pigułka jest niezbędna dla prawidłowej kuracji.

 

Działania wynikają z Twojej wizji

12-tygodniowy rok to nie jest po prostu lista rzeczy, które masz ochotę zrobić. To narzędzie, które ma pomóc Ci osiągnąć takie życie, jakie chciałbyś prowadzić. Te paręnaście tygodni to środek do tego głównego celu – Twojej wizji.

12-tygodniowy rok

 

Moje wyzwanie

Ta koncepcja mocno do mnie przemówiła i zdecydowałam, że wrzesień jest najlepszym momentem, by zacząć. Dlaczego? Bo kończy się okres wakacyjny, a ja zdążę wykonać swoje plany, nim zaczną mnie rozpraszać przygotowania przedświąteczne. (Oczywiście, wtedy nastąpi już dla mnie kolejny rok, ale mam nadzieję na tyle opanować ten system, że nie będzie to sprawiać problemu.)

A poza tym – wrzesień zaczyna się za chwilę, a po co czekać na lepszy moment? 12-tygodniowy rok nie jest w żaden sposób związany z kalendarzem – możesz zaczynać choćby w środku miesiąca.

 

Podejmiesz wyzwanie razem ze mną?

Za tydzień zrobię kolejny post na ten temat, w którym napiszę bardziej konkretnie, jak się do tego zabrać. A przez kolejne tygodnie planuję publikować co jakiś czas posty podsumowujące moje wrażenia, przemyślenia i wnioski. (Nie ukrywam, że będzie to też moja dodatkowa motywacja – w końcu zadeklarowałam się publicznie i teraz głupio byłoby mi zrezygnować…). Jeśli chcesz sprawdzić, jak działa ten system – zajrzyj za tydzień, a najlepiej polub stronę na Facebooku i bądź na bieżąco.

Jestem ciekawa, czy i Tobie koncepcja 12-tygodniowego roku przypadła do gustu. Jeśli też chcesz spróbować – napisz do mnie (na maila albo w komentarzu pod tym postem). Możemy działać i motywować się wspólnie. Co Ty na to?

 

Do zobaczenia w innych postach:

→ Plan 12-tygodniowy – jak go przygotować krok po kroku

→ Mój system produktywności – tak realizuję cele!

→ Nie spełniaj marzeń!