Schudnąć, pójść na siłownię, założyć bloga albo pierwszy biznes, nauczyć się arabskiego… Każdy z nas ma takie pomysły, które siedzą gdzieś z tyłu głowy i wiecznie czekają na lepsze czasy. Optymistycznie wpisujemy je na listę postanowień noworocznych, a następnie… przepisujemy je na nową listę rok później. Zaczynamy z wielkim hukiem, a po tygodniu pocieramy guzy po bolesnym zderzeniu z rzeczywistością. Co się tu po drodze podziało?

Oto kilka powodów, dla których projekty osobiste pozostają w sferze marzeń i drzemią sobie spokojnie w Krainie Jutra.

1/ To nie są „Twoje” cele

Jak to – nie Twoje, przecież je wpisałeś na listę? Już spieszę z wyjaśnieniem.
Plany na listę wpisujemy z najróżniejszych powodów. Bo tak wypada, bo inni tak mówią, bo granie na ukulele fajnie wyglądałoby w rubryce „Hobby i zainteresowania” w CV… Tylko czy na pewno tego właśnie potrzebujesz?

Weźmy bieganie. O zaletach biegania napisano kilometry artykułów i książek: poprawa kondycji, utrata wagi, praca nad samodyscypliną… Obiektywnie wszystko się zgadza. Ale czy Ty naprawdę potrzebujesz lepszej kondycji? Czy rzeczywiście potrzebne jest Ci idealne BMI? Nikt nigdy nie powiedział, że wszyscy musimy być fit, że musimy mieścić się w widełkach. Masz pełne prawo żyć zupełnie inaczej. Oczywiście – z wszystkimi tego konsekwencjami (np. związanymi z chorobami, samopoczuciem itp.).

Pierwsze pytanie: czy ten cel rzeczywiście realizuje Twoje faktyczne potrzeby, czy tylko potrzeby, które ktoś Ci wmówił? Co faktycznie dzięki temu osiągniesz? Dlaczego Ty – właśnie Ty – chcesz go osiągnąć? I uwaga: nie chodzi tu o banały i frazesy, których kompletnie nie czujesz. Jeśli nawet Twoja motywacja jest czysto egoistyczna („chcę, żeby szwagrowi / szwagierce oczy z zazdrości wyszły”), to niech będzie Twoja. Jeśli to Cię napędza do pozytywnego działania – czemu nie?

To ważne, żeby sobie te prawdziwe motywacje uświadomić. Być może dojdziesz do wniosku, że masz w nosie szwagierkę i wcale nie chce Ci się dla niej wkładać takiego wysiłku. A może wręcz przeciwnie – ta motywacja da Ci takiego rozpędu, że z miejsca ruszysz do działania.

(Zastrzeżenie: oczywiście, z zachowaniem umiaru. Chorobliwa chęć udowodnienia czegoś światu zewnętrznemu może wyprowadzić Cię na manowce.)

2/ Nie zastanawiasz się nad kosztami i trudnościami

Niestety, żadna zmiana na lepsze nie obywa się bez poświęceń. Jeśli chcesz zrealizować plan, to z czegoś musisz zrezygnować – z pieniędzy, a już na pewno z czasu. Niestety, nikt nie przewiduje promocji „do każdej doby pół godziny gratis”.

Każdy z nas wykorzystuje 100% doby (mniejsza o to – produktywnie czy nie). Jeśli chcesz dodać nowe zajęcie, to z planu trzeba coś wyrzucić. Nie łudź się, że zdołasz zrobić wszystko, co do tej pory, i jeszcze dołożyć nowe zadania. To tak, jakbyś usiłował dolać wody do pełnej wanny – jeśli spróbujesz, to nadmiar wody i tak wypłynie z drugiej strony.

Co więcej, trzeba się liczyć z potencjalnymi trudnościami. Wyśrubowana motywacja w końcu opadnie, coś pójdzie niezgodnie z planem, pojawią się przeszkody, o których wcześniej nie pomyślałeś.

Jeśli chcesz zrealizować jakiś projekt, to takie „koszty” i trudności trzeba zawczasu przewidzieć, uświadomić sobie i przygotować się na nie.

3/ Planujesz za dużo naraz

Jeśli Twoja lista planów zawiera więcej niż 2-3 punkty, to Twoje szanse na ich realizację znacząco spadają. To tak, jakbyś naukę żonglowania zaczął od pięciu piłek – raczej nie wróżę Ci sukcesów. Lepiej zacząć od dwóch czy nawet jednej piłki. Gdy poczujesz się pewniej, ruchy wejdą w nawyk, możesz stopniowo zwiększać poziom trudności.

Wszelkie radykalne programy generalnej zmiany życia rzadko się sprawdzają. Może w obliczu dramatycznych wydarzeń w życiu albo totalnego wywrócenia rzeczywistości do góry nogami. Ale w innych przypadkach trudno na to liczyć. Często nie doceniamy tych małych zmian, mikrorewolucji. Ale nawet jedna wprowadzona zmiana daje więcej, niż dziesięć pozostających wciąż na papierze.

4/ Nie rozkładasz planu na małe kroki

Jak zdobywać szczyty, to od razu Mount Everest, jak kraść, to miliony? Tyle że im większe i bardziej ogólne zadanie zamieszczasz w planie dnia, tym mniejsza szansa, że zabierzesz się za jego realizację.

Wyobraź sobie, że szef każe Ci rozwiązać problem głodu w Afryce i masz na to pół godziny dziennie. Oczywiście, nie da Ci żadnych podpowiedzi czy wskazówek. Ze wszelkim prawdopodobieństwem, wyrazisz pod nosem niepochlebną opinię na temat jego stanu umysłowego. Całkiem możliwe, że zbojkotujesz pomysł i zadanie potraktujesz po macoszemu, pozorując jedynie pracę. Albo zaczniesz po omacku, na chybił-trafił szukać rozwiązań, które niekoniecznie są realne.

I jeśli Twoja lista „To Do” zawiera tego typu zadania, to sam dla siebie jesteś takim właśnie szefem. Nie dziw się, że Twój mózg się buntuje jak przytoczony wcześniej pracownik.

Co innego, jeśli np. znasz metodologię pracy nad innowacjami (np. design thinking) i jesteś w stanie ułożyć sobie to zadanie w małe kroki. Jeśli masz przed sobą jedną, konkretną czynność, dużo łatwiej się za nią zabierzesz. Wciąż masz opory? Podziel ją na jeszcze mniejsze kawałki – kłania się tu metoda kaizen.

5/ Nie blokujesz czasu na realizację planu

To jest poniekąd powiązane z poprzednimi punktami. Jeśli wiesz, że realizacja planu zajmie Ci czas (a zajmie), to zaplanuj ten czas. Nie wierz w to, że zdołasz to zrobić „w międzyczasie” albo jedną ręką mieszając makaron gotujący się do obiadu. W przeciwnym razie jest duża szansa, że w ciągu dnia daną czynność będziesz wciąż przekładał na później, aż wreszcie… będziesz zbyt zmęczony, by zrobić cokolwiek.

Wyznacz blok czasowy, który będzie nie do ruszenia. Jeśli ten plan jest dla Ciebie ważny (a jest – inaczej w ogóle nie powinieneś się za niego zabierać), to zarezerwuj dla niego konkretną porę. I tego się trzymaj.

Krok pierwszy

Aby zrealizować swój projekt – nawet taki zwykły, osobisty, niebiznesowy – dużo małych klocków musi wskoczyć na swoje miejsce. Tę listę można by ciągnąć bardzo długo.

Ale zanim w ogóle zaczniesz układać tę budowlę, zadaj sobie jedno, podstawowe pytanie:

Czy w ogóle powinnam / powinienem to robić?

Czy ten pomysł rzeczywiście jest dla Ciebie istotny? Dlaczego i po co chcesz go zrealizować? Co możesz zyskać, a co stracić, jeśli zdecydujesz się go zrealizować? Czy może lepiej będzie zająć się czymś innym?

Być może po takiej analizie uznasz, że pomysł w ogóle nie jest wart Twojego czasu i wysiłku. Jeśli tak – gratuluję! Właśnie udało Ci się zaoszczędzić wiele godzin, które spędziłbyś na bezskutecznych próbach wdrożenia planu. Nie ma nic złego w rezygnowaniu! Wręcz przeciwnie – podejmując taką decyzję świadomie, robisz miejsce dla celów, które są dla Ciebie w tym momencie ważniejsze.

A jeśli taka analiza wykaże, że jak najbardziej, powinieneś ruszać? Gratuluję! Wiedząc dokładnie, po co i dlaczego ten pomysł chcesz realizować, będziesz bardziej zmotywowany. A gdy pozytywne nakręcenie opadnie – wróć do tych punktów i przypomnij sobie, dlaczego w ogóle zacząłeś.

Mając przy tym świadomość potencjalnych trudności i przeszkód, nie przegrasz w pierwszym zderzeniu z brutalną rzeczywistością. Możesz się na nie odpowiednio przygotować, nie wezmą Cię z zaskoczenia.

Jak to zrobić?

A jak zrobić taką analizę? Przygotowałam dla Ciebie plik, który nazwałam „Arkuszem weryfikacji pomysłu”. Do niego stworzyłam też szczegółową instrukcję, która przeprowadzi Cię przez taką analizę krok po kroku.

Możesz go pobrać, zapisując się na listę poniżej. To nie wszystko – planuję też kolejne materiały związane z realizacją własnych projektów, które również będę Ci przekazywać. Chcesz zacząć działać?

Co zyskasz dzięki takiej analizie?

→ Odpowiesz sobie na pytanie: Czy powinienem realizować ten projekt?

→ Nie stracisz czasu na projekty, których nie ma sensu realizować.

→ Poznasz swoją prawdziwą motywację – dzięki temu łatwiej będzie Ci zwalczyć spadek słomianego zapału.

→ Określisz korzyści, ale i potencjalne koszty i trudności. Dzięki temu łatwiej będzie Ci sporządzić plan działania.

Czy to wszystkie możliwe powody?

Oczywiście, że nie – powodów może być tyle, ile gwiazd na niebie. Nie znam Twojej sytuacji i nie roszczę sobie prawa do prorokowania. Nikt nie czyta Ci w myślach przez ekran komputera (na szczęście!). Powyższe punkty to materiał do przemyśleń, ale na kluczowe pytania odpowiedzi możesz udzielić tylko Ty – sam sobie.

Dlatego jeśli nie udaje Ci się zrealizować celów, a nie odnajdujesz się w żadnym z powyższych punktów, polecam Ci metodę 5 WHY. To metoda, która pomoże Ci dotrzeć do tych rzeczywistych powodów. Nie poprzestajesz na powierzchownych wytłumaczeniach, z których nic nie wynika (np. Jestem leniwy, Nie mam czasu), ale szukasz głębiej i docierasz do rdzenia problemu.

Co jeszcze możesz przeczytać?

12-tygodniowy rok – czyli jak skutecznie realizować plany?

W dolinie rozpaczy, czyli emocjonalny cykl zmiany

Prokrastynacja – jak przełamać zaklęty krąg?