Kiedy zwiedzam inny kraj, na równi z zabytkami zachwalanymi w przewodnikach ciekawią mnie drobiazgi z życia codziennego. Różne zwyczaje, które pokazują sposób myślenia mieszkańców danego obszaru. Jadę tam po to, żeby zobaczyć – i zrozumieć.
Moja podróż na Bałkany
Daleko mi do blogerów-podróżników, którzy zwiedzają cały świat. Tym razem, zmęczona codziennym rytmem planowania i organizowania, wybrałam się na wycieczkę objazdową z biura podróży – co było i plusem, i minusem.
Do wad zaliczyłabym pośpiech w zwiedzaniu – w niejednym miejscu chętnie spędziłabym nieco więcej czasu, odetchnęłabym przez chwilę dłużej atmosferą miast czy okolicy.
Niewątpliwą zaletą – obok tego, że nie musiałam zamartwiać się kwestiami logistycznymi – było to, że miałam okazję zwiedzić miejsca, do których sama bym pewnie nie dotarła. A przynajmniej nie w ściśle ograniczonym czasie urlopu. W ciągu tygodnia zwiedziłam Albanię, Macedonię, Kosowo i Czarnogórę.
Drugim mocnym punktem była pilotka, która przytaczała nie tylko suche fakty historyczne, ale też wiele opowieści czy anegdot z życia tamtejszych mieszkańców.
Podróże – wydajesz pieniądze, a jednak się bogacisz
Co mnie zawsze fascynuje, to światopogląd, sposób myślenia mieszkańców obcego kraju. Nie przyjmuję ich bezkrytycznie (zresztą nigdy tak nie postępuję) – trudno zachwycać się albańską tradycją vendetty, czyli zemsty rodowej. To raczej gorzka przestroga przed tym, do czego może doprowadzić zaciekła pamiętliwość (nawet dziś parę setek dzieci nie opuszcza domu z obawy przed zemstą za zbrodnie ojców czy wujów).
Ale czasem warto wyjść ze schematów, do których nawykliśmy, i spojrzeć wokół siebie oczami innych narodów. Czy może nie zgubiliśmy po drodze czegoś istotnego? Czy nie daliśmy się przypadkiem zapędzić w jakieś koleiny i tak idziemy naprzód, bo przywykliśmy?
„Polako, polako”
Gdy jedziesz przez Czarnogórę czy Albanię, jednym ze standardowych elementów krajobrazu są panowie przesiadujący w przydrożnych kawiarniach. Siedzą na stolikach przy drodze nad filiżankami kawy (pełnymi lub pustymi) i z niezmąconym spokojem obserwują drogę.
Bałkańskie „polako, polako” znaczy „pomału, pomału” – takie niespieszne, bezstresowe podejście do różnych sytuacji życiowych. Zapewne niejeden z nas (w tym i ja, niestety), już dawno poderwałby się znad tej kawy i pobiegł do własnych obowiązków. Często też irytujemy się sprawami, które tych nerwów nie są warte.
Może w tej nieustannej pogoni za czasem, stresowaniu się tą czy inną błahostką, warto powiedzieć sobie „polako, polako. I zastanowić się, co tak naprawdę jest ważne.
A ważny jest drugi człowiek
Na Bałkanach jest to bardzo istotne. Owo wyjście na kawę nie oznacza wypicia filiżanki napoju z kofeiną, ale spotkanie z drugą osobą i poświęcenie jej czasu.
Utrzymywanie relacji jest tam ogromnie ważne – z bliższą rodziną, z dalszą, ze znajomymi. W rezultacie tradycyjne bałkańskie wesela liczą sobie nawet do ośmiuset gości. Nie ma zwyczaju zapowiadania wizyt u znajomych, a życie wieczorami toczy się poza domem – tam, gdzie są ludzie.
A przede wszystkim rodzina. W Kosowie jest podobno 40% bezrobocia. Podobno, bo w tej statystycznej liczbie kryje się grupa ludzi, którzy mieszkają i zarabiają pieniądze za granicą – oraz tych, którym ci pierwsi wysyłają pieniądze. Gdy minimalne miesięczne zarobki na Bałkanach mogą wynosić nawet 200 euro miesięcznie, a brat wysyła pieniądze z Niemiec czy Austrii, nie opłaca się przecież pracować.
Ale „emigranci zarobkowi” o rodzinie nie zapominają. Oprócz comiesięcznych przelewów czy przekazów, powracają na wakacje z prezentami dla krewnych czy znajomych. Bo kiedy pieniądze się skończą – a przecież nic nie jest na stałe – to pozostanie rodzina, która pomoże.
Współistnienie wierzeń
Jeśli staniesz w odpowiednim miejscu w albańskiej Szkodrze, możesz zobaczyć z niego meczet, cerkiew i wieżę kościoła katolickiego. I nikt nie ma z tym problemu. Zawieranie małżeństw pomiędzy osobami różnych wyznań nie jest niczym niezwykłym, a i dziecko ma prawo zmienić wiarę.
Na Bałkanach konfliktów religijnych nie ma. Może tylko w Kosowie doszło do niszczenia cerkwi – ale to nie z powodów religijnych, tylko narodowościowych: prawosławie jednoznacznie kojarzy się z Serbami. Tymczasem ocalały meczety i… kościoły katolickie.
Wiem, że to nie jest jedyne takie miejsce i nie pierwszy raz spotykam się z takim współistnieniem różnych wyznań – a jednak to pocieszające, że tak się da. Że można nie budować konfliktów opartych na religii.
Pamiątki z podróży
Nie kupowałam wielu pamiątek – tylko kilka drobiazgów dla najbliższej rodziny. Nie przepadam za bibelotami, które tylko pokrywają się kurzem w dolnej szufladzie. Za to przywiozłam spory bagaż wspomnień i przemyśleń.
Przedstawiłam Ci tylko wybrane z myśli, które powstały we mnie podczas tej podróży. Nie wszystkie były specjalnie odkrywcze – czasem było to przypomnienie tego, o czym w głębi duszy dobrze wiem, ale co w codziennym zaganianiu i nawarstwieniu wieści ze świata jakoś umyka.
Czasem warto wyjechać właśnie po to, żeby zmienić perspektywę, poprawić ostrość widzenia, ustawić fokus na właściwe sprawy. Bo podróże uczą nas nie tylko o obcych krajach – ale też o nas samych.