Czy warto prowadzić dziennik? Czy to jakaś panaceum na wszelkie problemy, absolutny must-have współczesnego człowieka, nowomodna fanaberia, a może zwykła strata czasu? Opowiedzmy sobie o tym.
Na wstępie wyjaśnię może, że mówimy o dzienniku, a nie pamiętniku. Nie mówimy tu o relacjonowaniu wydarzeń dnia i emocji, ale o narzędziu wspomagającym produktywność. Czyli takim, które ma wesprzeć realizację celów i zadań.
Po pierwsze: po co?
Jakiś czas temu bezmyślnie załadowałam na siebie całą masę zadań – wspominałam o tym w jednym z poprzednich postów. Kiedy więc lista to-do zaczęła przypominać Nad Niemnem (pod tym względem, że zapisywałam mnóstwo słów, ale w efekcie działo się niewiele), musiałam zadziałać bardziej strategicznie.
I w tamtym momencie internety zesłały mi post Jacka Kłosińskiego na temat pisania dziennika. Autor nawet stworzył swój własny notes, czy też N/T/S, który z miejsca zamówiłam (drugi, w wersji plain, został moim bullet journal). Ale też sam twórca nie robi tajemnicy ze swojej metody i dziennik możesz prowadzić w dowolnym innym zeszycie.
*dygresja*
Od razu uprzedzę, że do materiałów papierniczych mam absolutną słabość. Do sklepów z ciuchami wchodzę pod groźbą śmierci, potrafię nie przywieźć żadnej pamiątki ze wczasów poza kilkoma zdjęciami na komórce. Ale ze sklepu papierniczego trudno mi nie wyjść bez kolejnego zeszytu czy długopisu (przecież na pewno się przyda!). Za to przy wyborze bywam wybredna. Od dawna uwielbiam zeszyty w kropki (nie cierpię zeszytów z mocnym, ciemnym zadrukiem w kratki czy kropki – strasznie to rozprasza odciąga to uwagę od zapisków). N/T/S-y podbiły moje serce minimalistycznym designem, delikatnym zadrukiem w kropki, papierem o dużej gramaturze (nie przebija!) i możliwością rozłożenia na płasko (bez przyciskania ręką czy na przykład piórnikiem, żeby się nie zamknął – jak otworzysz, tak leży).
Polecam szczerze i bezinteresownie.
*koniec dygresji*
Choć z czasem byłam na bakier, wygospodarowałam te kilka minut rano i wieczorem na zapiski. I w całym tym zamieszaniu, pomogło mi to wyprostować kłęby spraw do załatwienia i odzyskać nieco kontroli nad własnym życiem.
Czy warto prowadzić dziennik? Nie chcę tu generalizować czy cytować statystyk – opiszę Ci po prostu, jak pomógł mi dziennik, a Ty zdecydujesz, czy właśnie tego potrzebujesz.
Jak pomógł mi dziennik?
Przede wszystkim – pomógł mi działać bardziej metodycznie. Wcześniej działałam trochę na chybił-trafił – raz mi wychodziło, raz nie, ale nie wyciągałam żadnych wniosków. Ale po kolei – jakie elementy są dla mnie najważniejsze przy prowadzeniu dziennika?
Wybór JEDNEGO priorytetu na dany dzień
Listę zadań na dany dzień przygotowuję poprzedniego dnia wieczorem. Rano, przy uzupełnianiu dziennika, wybieram jedno, najważniejsze dla mnie zadanie, od którego zaczynam działanie. Choćby potem nastąpiła apokalipsa zombie, to zadanie pomoże mi popchnąć sprawy naprzód.
Ma to dwie główne zalety:
Po pierwsze – kiedy priorytetów jest kilka, trzeba przyjąć jakąś kolejność. Niestety, mój mózg najczęściej przeforsuje starą, dobrą zasadę „zacznijmy od najłatwiejszego”. I te zadania, które są dla mnie większym wyzwaniem, odkładam na później – aż nadchodzi wieczór i przykro mi, już nie przyjmujemy, proszę spróbować jutro.
Po drugie – nawet kiedy wykonam tę jedną rzecz, mam poczucie, że dzień był produktywny. Wiem, że postąpiłam o ten kolejny krok na drodze do celu.
Sukcesy
Tę część wypełniam na koniec dnia. Tutaj wpisuję wszystko, co zdołałam tego dnia wykonać. Zadania wykreślane z bullet journal czy z aplikacji mają tendencję do „znikania”. I po całym dniu mam wrażenie, że choć biegałam po ścianach, to nic konkretnego nie skończyłam. Tutaj jest moje miejsce na docenienie samej siebie. Takie mentalne uściśnięcie sobie ręki.
Wnioski
Zarówno te pozytywne, jak i negatywne. Tu następuje krótka chwila refleksji:
Jeśli coś zrobiłam – co mi w tym pomogło? Jaki sposób działania okazał się skuteczny i powinnam to kontynuować w przyszłości?
Przykład: Jeśli nawet mam 15 minut, lepiej zacząć jakieś zadanie niż machnąć ręką i uznać, że e tam, i tak nie zdążę. Te wyłuskane z dnia kwadransy w sumie pozwoliły na wykonanie całkiem sporej liczby zadań.
Jeśli czegoś nie zrobiłam – dlaczego tak się stało? Czy następnym razem mogę zaplanować to lepiej? Co mogę zrobić, żeby następnym razem zadanie wykonać?
Przykład: Zorientowałam się, że nie ma sensu planować kreatywnych zadań (typu napisanie tekstu), jeśli mam godzinę pomiędzy pracą a spotkaniem. Zmęczenie po ośmiu godzinach etatu i presja czasu totalnie blokują moją kreatywność. W takim czasie lepiej sprawdzą się zadania mniej wymagające, np. zebranie materiałów na jakiś temat.
Notatki
Tutaj zapisuję stronę w zależności od potrzeb: luźne myśli, czasem odczucia czy obawy, czasem jakieś pomysły na usprawnienia. Tutaj też robię co tydzień podsumowanie tygodnia. A, właśnie…
Podsumowanie tygodnia
To całe pisanie dziennika nie ma sensu, jeśli nie wyciągasz wniosków i nie wdrażasz ich w życie. Serio, te zapiski to nie lekarstwo, to tylko kompas, który pomaga ustalić kierunek działania.
Na koniec tygodnia (u mnie wypada to w piątek) przeglądam zapiski z ubiegłych siedmiu dni i patrzę na nie z lotu ptaka. Mój schemat obejmuje 4 krótkie pytania:
1) Co przybliżyło mnie do realizacji celu? (czyli co z tego, co zrobiłam, przybliżyło mnie do mojej wizji życia)
2) Co zadziałało? (czyli które taktyki okazały się skuteczne)
3) Wnioski do wdrożenia (wybieram 3 wnioski z ubiegłego tygodnia, które planuję przenieść na kolejne tygodnie)
4) Uwagi i komentarze (czyli to, co nie zawiera się w poprzednich punktach, a uznaję to za warte zanotowania)
Tak przygotowana, mogę kolejny tydzień zaplanować bardziej skutecznie – i więcej w nim zdziałać.
Ale to jeszcze nie wszystko!
Podsumowanie podsumowań
Na koniec pierwszego notesu (czyli po 12 tygodniach) przejrzałam moje notatki i spojrzałam na całość z lotu ptaka. Zajęło to trochę więcej niż 15 minut, ale było warto. Okazało się, że przez te 3 miesiące uzbierało się bardzo dużo konkretów. Miałam przed sobą praktycznie przepis na to, jak powinnam dalej działać.
Gotowce czy DIY?
Jeśli czytujesz książki czy blogi o produktywności, wiesz, że takich „gotowców” (pewnych sposobów) jest na pęczki. Wystarczy kupić, zalać gorącą wodą i poczekać 5 minut, a potem sukces sam zapuka do Twoich drzwi. Jasne.
Tylko że to, co działa u statystycznego człowieka, u Ciebie może wyglądać zupełnie inaczej. Bo wiesz, statystyczny człowiek to ten, co grywa w karty z yeti i złotym pociągiem. O wszystkich nich słyszymy, ale nikt nigdy nie widział.
Dziennik to okazja do obserwacji samego siebie i swojego sposobu działania „w środowisku naturalnym” (czytała Krystyna Czubówna). To okazja do analizy, co działa (żeby robić tego więcej), a co nie (żeby tego unikać). Jeśli chcesz wykonywać zadania skuteczniej i bardziej świadomie – to może być coś dla Ciebie.
A żeby pomóc Ci zrobić podsumowanie, przygotowałam dla Ciebie pdf z kilkoma pytaniami. Możesz go wydrukować i wypełnić puste pola. Przyznaję bez bicia: nie pamiętam, skąd zapożyczyłam te pytania (jeśli wiesz, podpowiedz mi w komentarzu – chętnie wspomnę autora).
Elementy podsumowania
Moje podsumowanie obejmuje punkty:
Sukcesy – a jakże! Spojrzenie z lotu ptaka na to, jak daleko zaszedłeś na drodze z punktu A do punktu B. Warto spojrzeć na ten szmat drogi, którą się przebyło – i upewnić się, że idziesz we właściwym kierunku.
Co mogło pójść lepiej? – czyli chwila szczerości. Gdzie system zaszwankował? Czy aby nie zboczyłeś z planowanej drogi? Czy są zadania, które zaniedbałeś?
Co było stratą czasu? – które zadania zajęły Twój czas, ale nie pomogły w realizacji celu?
Co było stresujące? – co obciążało Twoje nerwy i zajmowało Twoją uwagę? Dwa ostatnie punkty to oczywiście podpowiedź, z których zadań lepiej zrezygnować albo zmienić sposób działania.
Wnioski – czyli podsumowanie wniosków, które zapisywałeś wcześniej. Jeśli się do tego przyłożyłeś, znajdziesz tu więcej konkretnych wskazówek niż w niejednym artykule czy webinarze o produktywności.
Uwagi i komentarze – czyli wszystko, co przyszło Ci do głowy przy tym podsumowaniu, ale nie pasuje do poprzednich punktów.
Czy warto prowadzić dziennik?
Pozwól, że to ja zapytam Ciebie: czy warto prowadzić dziennik? Czy uważasz, że te 10-15 minut sprawi, że będziesz działać lepiej? Albo odwrotnie, czy korzyści opisane powyżej przewyższą „koszt” tego codziennego kwadransa?
Mogę tylko powiedzieć, że u mnie ten system się sprawdził. Czy pisanie dziennika jest też dla Ciebie? Jeśli się nad tym zastanawiasz, to najlepiej spróbuj i przetestuj na własnej skórze (a potem wyciągnij wnioski).
Może zainteresują Cię również
→ Prokrastynacja – jak przełamać zaklęty krąg?