Odmowa nie przychodzi łatwo. Niestety, kiedy nieustannie godzimy się, żeby to inni wypełniali naszą listę zadań, nasze własne cele leżą odłogiem. A ponieważ u mnie trwają #wiosenneporzadki2018, to czas krytycznie przyjrzeć się liście zadań – i nauczyć się, jak mówić NIE.

Pisałam już o tym, jak nie robić czegoś tylko dlatego, że tak SIĘ robi. A dziś będzie o tych sytuacjach, gdy ludzie proszą nas o nie tak drobne przysługi.

Na samym wstępie – bardzo ważne zastrzeżenie. Uważam, że pomagać innym naprawdę warto. W końcu nawet w erze Internetu żyjemy jednak wśród ludzi. Jeśli nie będziemy się nawzajem wspierać, to skończymy marnie.

Ale czasami zbyt łatwo zacierają się granice. Nagle orientujemy się, że to inni decydują o tym, co rzeczywiście robimy. I dlatego „jak mówić NIE” to taka ważna umiejętność.

 

Jak mówić NIE innym?

Przez długi czas miałam odruch dostosowywania się do innych. Ktoś wypowiadał jakąś prośbę, a ja automatycznie myślałam o tym, jak poprzesuwać swoje plany, by tej osobie pomóc. A później łapałam się na tym, że ja lecę przez pół miasta powiesić kilka plakatów, choć ktoś inny miałby znacznie bliżej.

Co więc się zmieniło? Jak nauczyłam się, jak mówić NIE?

 

Wartość poświęcenia

Jakiś czas temu zobowiązałam się pisać artykuły dla pewnego portalu, który był jeszcze w powijakach – z początku bezpłatnie. Możliwość zarobku majaczyła się na horyzoncie, gdyby portal jednak rozwinął się i zaczął na siebie zarabiać. W pierwszym odruchu byłam bardzo zainteresowana. Gdy jednak mijał czas – coraz dotkliwiej uświadamiałam sobie, że pisanie tych artykułów nijak nie wpisuje się w moje cele życiowe. W końcu, skręcając się z poczucia winy, napisałam maila z informacją, że jest mi niezwykle przykro, ale muszę z tego zrezygnować. Nie było to dla mnie proste.

Odpowiedź brzmiała: „Ok, dziękuję za informację”.

Wbrew moim przewidywaniom, ziemia się nie zatrzęsła. Nieboskłon nie rozerwał się na pół. Adresatka maila, nie obrzuciła mnie klątwą do siódmego pokolenia. Ani też nie błagała mnie w rozpaczy, bym miała dla niej litość i zgodziła się pisać.

Uświadomiłam sobie, że to, co dla mnie byłoby sporym wyrzeczeniem i poświęceniem innych planów, dla niej wcale nie było konieczne.

I to była moja pierwsza lekcja: Nie zawsze ktoś, kto prosi o pomoc, jest postawiony pod ścianą. Nieraz dla niego ta pomoc ma o wiele mniejszą wartość niż koszt, jaki ja musiałabym ponieść. A moja odmowa wcale nie była takim problemem.

 

Pomagaj, nie pomagając

Druga sprawa: czasem ta pomoc innym jest dla nich wręcz… krzywdząca.

Przykład? Mój tata potrzebował zrobić w pracy ankietę internetową w Typeform. Ponieważ byłam już zaznajomiona z tą platformą, poprosił mnie, bym tę ankietę zrobiła.

Odpowiedziałam: „Nie zrobię jej za ciebie, ale pokażę ci, jak to zrobić„.

Efekt? Ja poświęciłam może z kwadrans na instrukcję obsługi i podpowiedzi, a mój tata poradził sobie śpiewająco. Dodatkowo zdobył nową umiejętność. Win-win.

Moja druga lekcja: Nieraz pomaganie komuś nie pozwala mu się rozwinąć. Wyobraź sobie matkę, której dziecko jeszcze nie umie chodzić – wyciąga tylko rączki, żeby je przenieść. Czy matka będzie je za każdym razem przenosić? No nie. Przecież dziecko musi się samo nauczyć chodzić. Będzie to wymagało dużej liczby upadków, ale musi to zrobić samo.

Umówmy się – nieraz prośba o pomoc to czyste lenistwo. „Bo tobie to zajmie mniej czasu / bo ty to potrafisz / bo ja nie umiem”. I w takim przypadku odmowa może być z korzyścią dla tej osoby.

Zastanów się, czy spełniając prośbę, przypadkiem nie robisz tej osobie „krzywdy”. Bo może właśnie potrzebuje tego, żeby sobie samemu z daną sytuacją poradzić.

 

Nie odpowiadasz za cały świat

Powiem krótko:

Jak by nie sławić altruizmu – wszystkich nie zbawisz. I nie wszyscy wymagają tego, żebyś ich zbawiał. Masz prawo zrobić coś dla siebie – bez poczucia winy.

 

 

Daj sobie czas

Niby jest całkiem jasne, że realizowanie celów innych ludzi oznacza odkładanie swoich zadań na półkę. Ale w chwili, gdy ktoś na nas spogląda z nadzieją, trudno sobie o tym przypomnieć.

Dlatego ustaliłam sobie zasadę: przy każdej większej prośbie (to znaczy wymagającej więcej czasu i/lub wysiłku) daję sobie minutę na zastanowienie. W tym czasie analizuję swoje plany i cele, określając, z czego musiałabym zrezygnować. Kiedy mam przed oczami to, co musiałabym poświęcić, łatwiej mi jest odpowiedzieć po prostu „Wybacz, nie dam rady”.

Dodatkowy profit, który usłyszałam w podcaście Dominika: jeśli dasz sobie czas, druga osoba zauważy Twoje wahanie. To będzie jasny przekaz, że naprawdę rozważasz prośbę, ale wymaga ona od Ciebie jakiegoś poświęcenia. Nie chodzi mi tutaj o odgrywanie łaskawcy, który chce wymusić wylewne podziękowania. Ale popadanie w drugą skrajność – „och, to drobiazg” – daje komuś fałszywy obraz. Tym trudniej będzie mu zaakceptować odmowę, bo przecież „dla Ciebie to żaden problem”.

 

A przede wszystkim…

…wiedz, gdzie możesz postawić granice. Między tym punktem, gdzie pomaganie innym jest zwykłą ludzką życzliwością – a kiedy wżera się w Twój plan dnia i nie pozwala realizować swoich celów. Określ jasno, co jest Twoim priorytetem, którego nie możesz poświęcić.

 

Inne na tym blogu:

→ Jak mówić NIE… sobie

→ Czy cierpisz na syndrom oszusta?

→ 12-tygodniowy rok – czyli jak skutecznie realizować plany?