Czasem tak po prostu bywa. Nie ma znaczenia, czy to plan był nazbyt optymistyczny, czy winna jest prokrastynacja, czy też wszelkie licha i złośliwe stworzonka tego świata sprzysięgły się przeciwko Tobie. Czasem niczym wody Niagary spadają Ci na głowę dziesiątki zadań i spraw do ogarnięcia w jednym czasie. Z błędnym wzrokiem biegasz dookoła i nie wiesz, w co ręce włożyć. Godzin dnia nie starcza nawet na wykonanie połowy tych zadań. I rozgłaszasz wszędzie, że kupisz zmieniacz czasu z terminem na wczoraj. Bez odzewu.

Oczywiście, na dłuższą metę tak się nie da. To znaczy da się, ale w efekcie zostajesz rozedrganym kłębkiem nerwów, a poziom radości do zera pikuje prosto w dół. Jeśli taka kołomyja staje się dla Ciebie normą, to najwyższy czas coś zmienić. Odciąć najmniej ważne zadania, wydelegować, poprosić o pomoc albo zwyczajnie odpuścić.

Ale nie zawsze da się to zrobić z dnia na dzień. Czasem po prostu trzeba przebrnąć przez ten trudny czas i dotrzeć do tych lepszych dni. I właśnie na taki czas chciałabym Ci powiedzieć o kilku sprawach, które bardzo w takim czasie zamętu pomagają.

Wyśpij się

Mówię teraz całkiem poważnie. Tak mamy, że kiedy zadań gromadzi się dużo, najłatwiej zrezygnować z wypoczynku nocnego. Przecież to takie proste – wystarczy przesiedzieć trochę po nocy, wypić litr kawy i dostajesz kilka godzin gratis, prawda?

Nieprawda.

Kiedy miałam na głowie dużo zadań, z początku przesiedzenie dłużej po nocy wydawało mi się dobrym pomysłem. Dopóki nie zorientowałam się, że w ten sposób wcale nie zyskuję czasu. Owszem, przez tę godzinę więcej zrobiłam dodatkowe zadanie. Ale znów następnego dnia wskutek niewyspania trudno mi było się skoncentrować na pracy, nie mówiąc już o myśleniu kreatywnym i strategicznym. Pracowałam wolniej, dłużej zwlekałam z zabraniem się do pracy.

Efekt? Bilans zyskanych godzin wychodził mniej więcej na zero, a dodatkowo otrzymywałam jedynie zmęczenie i rozdrażnienie.
Zresztą widać to też w badaniach, np. tutaj, tutaj czy tutaj

Krótko mówiąc, zarywanie nocy nie daje więcej czasu – daje złudzenie, że mamy więcej czasu. Tyle że z przytomnym umysłem możesz te zadania wykonać szybciej albo wręcz znaleźć inny, bardziej efektywny sposób na realizację celów.

Asertywność: poziom zaawansowany

Skoro już wiesz, ile realnie masz czasu, to zdajesz sobie sprawę, że niektóre zadania z planu dnia muszą po prostu wylecieć. Nie oszukasz się, że zmieścisz je gdzieś w międzyczasie*. I tutaj trzeba włączyć wysoki poziom asertywności.

Asertywność najczęściej kojarzymy z mówieniem „NIE”. I tak, to jest cenna umiejętność. Cierpiąc na chroniczny brak czasu, przeszłam błyskawiczny kurs odmawiania: Nie, nie mam czasu. Nie, nie dam rady tego zrobić. Chętnie pomogę, ale nie wcześniej, niż za miesiąc. Rzecz jasna, nie chodzi mi o to, by stać się totalnym egocentrykiem – ale myślę, że dobrze wiesz, jak to wyważyć. I potrafisz zdecydować, kiedy Twoja pomoc jest niezbędna, a kiedy inni poradzą sobie bez Twojego wsparcia.

Co jeszcze trudniejsze – nauczyłam się odmawiać samej sobie. Wszelkie genialne pomysły, które poruszały moją wyobraźnię, lądowały na „Liście zadań na Lepsze Czasy”. Siłą rzeczy, musiały poczekać na swoją kolej.
Ale asertywność to coś więcej – to przede wszystkim jasne wyrażanie swoich uczuć i potrzeb. Jeśli potrzebujesz ciszy / spokoju / wsparcia / odciążenia, to poproś o pomoc innych – może najbliższych, może współpracowników. A może warto wynegocjować dłuższy termin na wykonanie danego zadania?

*Międzyczas – mityczna kraina, trochę przypomina Narnię, tylko nie ma w niej gadających lwów i bobrów. Ma tę właściwość, że wszystkie zadania wykonywane w Międzyczasie zupełnie nie zajmuje czasu. Np. o 12:30 przenosisz się do Międzyczasu, następnie zajmujesz się planowaniem posiłków, bieganiem i rozwojem pomysłu na biznes, a po powrocie dalej jest 12:30. I wszystko załatwione!

Następna właściwa rzecz

Ktoś mi kiedyś podesłał filmik, którego za Chiny Ludowe i pół Afryki nie mogę teraz odnaleźć. W filmiku tym pewna kobieta mówiła właśnie o radzeniu sobie w sytuacjach, gdy czujemy się przytłoczeni. Mówiłą mniej więcej tak: „Zastanów się, jaka jest pierwsza właściwa rzecz, którą powinieneś zrobić. A gdy ją wykonasz, zrób kolejną właściwą rzecz. A potem kolejną”.

Utkwiło mi to w głowie na dobre. I dlatego gdy lista zadań przygniotła mnie do ziemi, zaczęłam tak właśnie robić: na każdy dzień wybierałam tylko jeden priorytet. Oczywiście, lista zadań była dłuższa – ale tylko jedno zadanie uznawałam za absolutnie najważniejsze.

Daje to przynajmniej dwie korzyści.

Realizowanie tego, co naprawdę jest ważne

Planując zadania określałam, co tego dnia jest absolutnie najważniejsze – i od tego zadania zaczynałam. W ten sposób miałam pewność, że to, co najistotniejsze, zostało już wykonane. I nawet jeśli później spełniał się koszmar wodza Asparanoiksa i niebo waliło się na głowę – miałam poczucie, że wykorzystałam czas efektywnie.

Koncentracja

Kiedy mam trzy priorytety, myślę o trzech rzeczach naraz. I siadając do pracy zastanawiam się, czy aby na pewno powinnam zabrać się za zadanie A, czy może jednak zadanie B nie jest pilniejsze. Jak się domyślasz, nie pomaga mi to w wykonywaniu zadania.

Kiedy mam wyznaczony jeden priorytet, mogę się na nim skoncentrować w stu procentach. Jeszcze zanim zasiądę do jego realizacji, czasem już w mojej głowie pojawiają się pomysły. Na przykład na wstęp postu blogowego albo na rysunek, który mu towarzyszy. Siadając do tworzenia, nie muszę przeżywać kryzysu białej kartki / białego ekranu, tylko zabrać się do działania.

Zachowaj spokój

To jak ten napis na książce Autostopem przez galaktykę, który głosił: NIE PANIKUJ!

To porada z cyklu „łatwo powiedzieć!”, ale rozbuchane emocje wcale nie pomagają w skupieniu się na zadaniach. Dbanie o właściwy sen, niedokładanie sobie zadań, koncentracja na jednym, najbliższym zadaniu – to wszystko pomaga w odbudowywaniu poczucia kontroli nad własnym życiem. Ale są też inne sposoby, żeby opanować narastającą panikę.

Na przykład:

Medytacja

Skupienie się na „tu i teraz” pomaga odciąć na moment gonitwę wszystkich „a co, jeśli…” i innych napędzających panikę myśli.

Prowadzenie dziennika

O tym pisałam już w jednym z ostatnich postów. Regularne podsumowania dnia pomagały mi na chłodno analizować postępy prac – i zobaczyć, że idę naprzód. Co więcej, na bieżąco widziałam, co się nie sprawdza w moim planowaniu. Właśnie dziennik pozwolił mi stwierdzić, że siedzenie po nocach nie ma żadnego sensu, a znów koncentracja na jednym priorytecie daje bardzo dużo.

Zapisywanie emocji

Jeśli emocje kłębią się w głowie, może warto przelać je na papier. Zapisać, czego się obawiasz, co budzi Twój niepokój czy zdenerwowanie. W głowie takie myśli urastają do niebotycznych rozmiarów, na papierze stają się bardziej konkretne.

A ty jakie masz sposoby na trudny czas?

Powyższe sposoby radzenia sobie w trudnym czasie to przede wszystkim moje doświadczenia. Jestem ciekawa, co sprawdza się u Ciebie. Jeśli masz jakieś przemyślenia na ten temat, będzie super, jeśli zechcesz się podzielić nimi w komentarzu.

Może zaciekawią Cię również

Jak ogarnąć chaos? Krótki poradnik

W dolinie rozpaczy, czyli emocjonalny cykl zmiany

Przyznaj, jeśli nie dajesz rady