Zima już powoli odpuszcza, a u mnie trwają #wiosenneporzadki2018. Uważnie przyglądam się różnym „zalegającym” aspektom mojego życia i bezlitośnie wyrzucam, poprawiam albo wreszcie wykonuję zadania z odwiecznej listy „kiedyś to w końcu muszę zrobić”. I teraz na tapet biorę perfekcjonizm.
Ten paskudny perfekcjonizm
Ostatnio nastał trudny czas dla perfekcjonizmu – ma bardzo zły PR. Nawet strona WhatDoesTheInternetThink.net potwierdza tę tezę:
Nastał czas, gdy wielu ludzi „przyznaje się” do perfekcjonizmu. Ale nawet gdy twierdzą, że to złe i walczą z tym – to nieraz mam wrażenie, że to ubolewanie podszyte jest dumą. Wiesz, tak jak kandydat na rozmowie kwalifikacyjnej, zapytany o swoje wady, wstydliwie wyjawia, że jest pracoholikiem.
No to jak to jest? Jest dobry czy zły? Pozbywać się go czy, wręcz przeciwnie, krzewić i pielęgnować?
Ja – perfekcjonistka?
Czym jest perfekcjonizm? To nieustanne dążenie do tego, żeby wszystko, co robimy, było pod każdym względem idealne. To stawianie sobie poprzeczki bardzo wysoko, a potem próby dobicia do tych wygórowanych standardów.
Moja relacja z tą „przypadłością” jest dość burzliwa. Mianowicie miewam tendencje do bycia perfekcjonistką, ale z drugiej strony praktycznie nigdy nic nie udaje mi się na 100%. Choćbym nie wiem jak długo siedziała nad czymś, i tak „po fakcie” wychodzą na jaw błędy i niedociągnięcia.
Perfekcjonistką bywam głównie w tych obszarach, które uważam za swoją domenę. Na przykład do pisania tekstów podchodzę z ogromną dozą samokrytycyzmu. Ale znów nie załamuję rąk, gdy – dajmy na to – omlet mi się rozpadnie przy smażeniu. Po prostu stwierdzam, że mam dobrą jajecznicę.
Jeszcze jedno: perfekcjonistką jestem tylko w odniesieniu do siebie. O ile nad cudzymi błędami przechodzę na ogół do porządku dziennego, o tyle moje własne przeżywam o wiele dłużej. Czasem latami.
Perfekcjonizm – czy warto?
Argumenty za: Chyba nie chcesz stawiać na bylejakość? Czy wyobrażasz sobie przekazać na przykład klientowi coś, co nie działa, nie spełnia swojej funkcji? Przecież zginiesz pod falą złych opinii. Jeśli chcesz coś sobą reprezentować, musisz dbać o wysoką jakość.
Argumenty przeciw: Perfekcjonizm sprawia, że stoisz w miejscu. Bez końca dopieszczasz każdy szczegół, zamiast ruszyć naprzód. Skupiasz się na nieistotnych szczegółach. Poprawki możesz nanosić już w trakcie. Dopóki nie upublicznisz swojego projektu, nie dostaniesz informacji zwrotnej. Dopiero wtedy będziesz wiedzieć, co tak naprawdę musisz poprawić.
I co z tym fantem zrobić?
Ważne
Z mojej perspektywy trzeba przede wszystkim rozróżniać, co jest ważne, a co nie.
Moja znajoma przesłała kiedyś zwierzchniczce projekt umowy do sprawdzenia. Wśród uwag przeczytała, że… powinna poprawić „sieroty” (czyli jednoliterowe wyrazy na końcu wiersza).
Moja reakcja: niedowierzanie. W końcu umowa jak umowa – ma przede wszystkim zadbać o Twój interes. Samotne „z” czy „w” na końcu wersu nie powoduje zagrożenia, że będziesz oddawać pieniądze. Pomyłka „zadatku” z „zaliczką” – już tak.
Oczywiście, jeśli cierpisz na nadmiar wolnego czasu – możesz pracować nad umową tak długo, aż komisja d/s przyznawania literackiego Nobla wyśle Ci zaproszenie na ceremonię wręczenia nagród. Problem w tym, że niewielu z nas doświadcza tej przypadłości. I jeśli zajmujesz się redakcją tekstu umowy, to siłą rzeczy nie skupiasz się na innych rzeczach.
Inna kwestia: literówki. Internet to potężny bastion poprawności językowej. Do tego stopnia, że powszechne jest coś, co roboczo nazywam „argumentum ad orthographiam”* – argumentem odnoszącym się do pisowni. W skrócie: „Popełniłeś błąd ortograficzny, więc Twój punkt widzenia jest nieważny”. Rzecz jasna, daleka jestem od pogardzania zasadami pisowni – wręcz przeciwnie, poprawność znacznie przekłada się na odbiór tekstu. I jeśli dostrzegasz u mnie jakiś błąd, to śmiało mi o tym napisz. Ale czy jeden-dwa błędy niwelują całe przesłanie tekstu?
* Nie, nie sprawdziłam, czy ta odmiana jest poprawna z punktu widzenia łaciny.
Co możesz z tym zrobić?
Co więc Ci radzę? Radzę: … rób, jak uważasz. Nie będę Ci dyktować, jak masz żyć. Tylko mam trzy zastrzeżenia:
1) Pamiętaj tylko o tym, że perfekcjonizm zżera strasznie dużo czasu. Czy na pewno możesz sobie na to pozwolić?
2) Czasem warto wypuścić w świat coś niedoskonałego, żeby zebrać informację zwrotną. Jeśli nauczyłam się rysować, to tylko dlatego, że niecałe sześć lat temu wrzuciłam na DeviantArta bardzo niedoskonałe rysunki. Ale też dzięki temu dostałam całe mnóstwo konstruktywnej krytyki. Jeśli moje wystąpienia publiczne nie są już totalną katastrofą, to tylko dlatego, że mam na koncie kilka wystąpień w ramach Toastmasters i dostałam cenne ewaluacje.
3) Nie próbuj „naprawiać” innych ludzi. Słuchałam dziś tego odcinka podcastu Tuż Przy Uchu i padło w nim takie stwierdzenie: Nie mamy wpływu na innych. Możemy decydować tylko o tym, co robimy my.
Idealne życie
Perfekcjonizm nie dotyczy tylko pojedynczych zadań. Ma jeszcze jedną, mniej widoczną, a bardzo szkodliwą odmianę.
Mam często wrażenie, że wielu z nas stara się mieć idealne życie. Wydaje się nam (a mnie w szczególności), że jest jakiś JEDEN wzór idealnego życia, do którego muszę „dorosnąć”. Że istnieje jakaś nieokreślona checklista – jak odhaczysz wszystkie punkty, to wyświetla Ci się komunikat „Życie zaliczone”. Jeśli nie – cóż, masz przerąbane. Gdyby reinkarnacja istniała, to miałbyś szansę przynajmniej na restart.
Czasem łapię się na myśli, że istnieje JEDNA idealna ścieżka kariery dla mnie. Że istnieje JEDEN scenariusz życia, który muszę odkryć i za którym podążać. Że istnieje JEDEN idealny sposób na napisanie tego tekstu. I tracę mnóstwo czasu na zastanawianie się, czy mam wybrać drogę A czy B. I w wiele tygodni czy miesięcy później wciąż się zastanawiam nad tym, choć mogłam być już o całe kilometry dalej. Mogłabym popełnić z dziesięć błędów, ponieść parę porażek – i byłabym o tyle mądrzejsza. A tak – wciąż się zastanawiam i waham – i nie posunęłam się naprzód ani o jotę.
A co to ma do wiosennych porządków? A to, że wiele zadań odkładam właśnie dlatego, że szukam tego JEDNEGO idealnego sposobu. I zamierzam uczyć się stawiać granice mojej tendencji do przemyśliwania wszystkiego.
A tymczasem udało mi się zakończyć jedno zadanie, które padło ofiarą mojego perfekcjonizmu. Mój blog istnieje już od ponad roku, a dotąd nie dorobił się strony „O mnie”, bo wciąż szukałam tego JEDNEGO, kreatywnego pomysłu. Ale teraz wreszcie się za to zabrałam i tutaj możesz podziwiać (nieperfekcyjny) efekt tego zadania.
A tu inne teksty:
→ Konstruktywna krytyka w Internecie
→ Talent – a jaka jest Twoja supermoc?
→ Porażki, czyli co nam przeszkadza w rozwoju