Dziś o temacie, który bardzo często jest traktowany po macoszemu i zamiatany pod dywan. W końcu porażki to żaden powód do chwalenia się, prawda? A może jednak warto odwrócić to myślenie i odczarować tabu niepowodzeń?

Jak działają na nas porażki?

Podejmujesz wyzwanie. To dla Ciebie nowy obszar, pełen niewiadomych, więc zastanawiasz się, czy temu podołasz. Ale czemu nie? Postanawiasz spróbować. Trudności piętrzą się na każdym kroku, ale z początku dajesz im radę. Twoja wizja i przekonanie dodaje Ci sił. Angażujesz się w realizację tego pomysłu. Ale w końcu… wszystko zaczyna się sypać. Być może popełniasz jakiś błąd, być może pokonują Cię inne okoliczności, których nie wziąłeś pod uwagę. Koniec.

Bardzo często niepowodzenia sieją w nas istne spustoszenie. Biją prosto w samoocenę i poczucie, że mamy wpływ na własne życie. Skoro mi się nie udało, to widać jestem do niczego. Po co się wychylam? Trzeba było siedzieć cicho i robić tylko to, co zawsze. Jeszcze gorzej, jeśli od otoczenia słyszymy to samo: A nie mówiłem? Lepiej nawet nie próbuj.

Klęska potęguje w nas lęk przed kolejną porażką. Zaczyna się prokrastynacja, odwlekanie. Wkrada się niezdrowy perfekcjonizm, kiedy wolimy poprzestać na doskonaleniu szkiców i szlifowaniu pomysłów, zamiast przystąpić do rzeczywistego działania. Wreszcie pojawia się paraliż i podejmowanie wyłącznie działań, które prawie na pewno się powiodą. Czyli robienie w kółko tego samego.

Kto wie, ile świetnych pomysłów nigdy nie ujrzało światła dziennego, bo autor pomyślał „A co, jeśli mi się nie uda?”.

 

Porażki portret własny

Nasze społeczeństwo negatywnie odnosi się do porażek. Często wydaje się, że to sukces stanowi o wartości człowieka. Niemal gloryfikujemy ludzi, którym się powiodło. Ale kiedy komuś powinie się noga, zamiast słów wsparcia otrzyma raczej zimny prysznic.

Od wczesnych lat dowiadujemy się, że niepowodzenie jest czymś, czego należy unikać. Czy to złe oceny w szkole, czy reprymendy od rodziców, kiedy stłukło się talerz przy zmywaniu. Efekt? Uczymy się, że lepiej nie próbować nowych działań, trzymać się utartych i sprawdzonych ścieżek, robić tylko to, w czym już jest się dobrym. To najlepszy sposób, żeby uniknąć klęski.

A kiedy już podejmujemy się jakiegoś wyzwania, często stosujemy defensywny pesymizm: To się na pewno nie uda. Wcale nie liczę na sukces. Zupełnie mi na tym nie zależy. Udajemy czy też wmawiamy sobie brak zaangażowania. Tak, żeby w razie czego wylądować na bezpiecznej poduszce: Przecież mówiłem, że to się na pewno nie uda. Nie myślałem o wygranej. Łatwiej usłyszeć takie deklaracje niż powiedziane po prostu: Zależy mi na tym, chcę to osiągnąć.

 

Porażki nie da się przeskoczyć

Jest jeden, prosty sposób, aby uniknąć przegranej: nic nie robić. W każdym innym przypadku wpadka jest nieunikniona.

porażki

 

I co więcej: każdy z nas ma prawo do porażki. Ręka do góry, kto nauczył się chodzić albo jeździć na rowerze bez zaliczenia upadku? Dzieci na ogół mają większą odporność na niepowodzenia. Po prostu robią coś do skutku, aż się tego nauczą. A co robią rodzice, kiedy po postawieniu trzech niepewnych kroków dziecko upada? Czy mówią „Jesteś do niczego, nigdy nie nauczysz się chodzić?”. Raczej nie.

Bardzo często porażka jest przede wszystkim świadectwem odwagi. Spróbowałeś czegoś nowego. Podjąłeś wyzwanie i zrobiłeś wszystko, co w Twojej mocy, by to osiągnąć. Jeśli ponosisz porażki, to często świadczą o jednym: idziesz do przodu. Rozwijasz się. Nie tkwisz w miejscu. Nawet jeśli sukces jest wciąż odległy, to każdy upadek czegoś Cię uczy.

Porażka to normalny element rozwoju. Bardzo chciałabym, żeby taki sposób myślenia stał się powszechny. Żeby niepowodzenie nie było tylko czymś wstydliwym, zamiatanym pod dywan, ale po prostu kolejnym etapem na drodze do zmiany.

Ostatnio natknęłam się na informację o wydarzeniach w świecie biznesu: konferencję Failcon i spotkania Fuckup Nights. Są organizowane w różnych miejscach świata – właśnie po to, by przedsiębiorcy mogli podzielić się tym, jak spartaczyli jakiś pomysł. Publiczność nie gromadzi się po to, by drwić z przegranej – ale po to, by się uczyć na błędach innych. I wiesz co? Bardzo mi się podoba ta inicjatywa. Pokazuje, że porażka to nie koniec świata, to nie przekreślenie wszelkich szans.

Jeśli znasz angielski, możesz zobaczyć wystąpienie twórczyni konferencji Failcon, Cass Phillips, właśnie o porażkach.

 

Jak sobie poradzić z porażką?

Uprzedzam: to nie jest łatwe zadanie. Bardzo często przyjmujemy, że sukces albo porażka świadczy o naszej wartości. Jeśli spotka mnie klęska – to znaczy, że jestem do niczego.

 

Zaakceptuj to, na jakim etapie jesteś

Nie rób sobie wyrzutów, że jeszcze nie jesteś idealny. Porażka uczy pokory. Jeśli uczysz się gry na skrzypcach, to czy oczekujesz, że drugiego dnia zostaniesz wirtuozem? Raczej nie. Zapewne wydobędziesz z instrumentu wiele fałszywych dźwięków, nim dojdziesz do tego punktu.

Czasem chciałoby się przeskoczyć kilka etapów i od razu działać bezbłędnie. Porażka oznacza, że jeszcze tam nie jesteś. To często trudne zadanie, ale bez tego nie ruszysz dalej.

Nie ma też sensu porównywać się z innymi – nawet jeśli ktoś osiągnął sukces dużo szybciej, to nigdy nie wiesz, co się do tego przyczyniło.

 

Potraktuj to jako informację zwrotną

Czasem porażka oznacza, że warto zweryfikować swoje cele i plany. To nie tak, że każdy Twój pomysł na pewno będzie genialny. Ale uwaga! Nie rezygnuj przy pierwszym potknięciu. Być może wystarczy zmienić sposób dążenia do celu.

Zastanów się dobrze, nim uznasz, że „nie nadajesz się do tego”. Gdybym poprzestała na pierwszych porażkach, nie zaczęłabym się uczyć wystąpień publicznych ani rysowania. To nie jest tak, że nadajesz się tylko do tego, co od razu wychodzi Ci śpiewająco.

 

Wyciągaj wnioski

Akceptacja porażki nie oznacza, że należy pozwalać sobie na ciągłe popełnianie tych samych błędów. Jak ich uniknąć? Czy możesz wprowadzić jakąś regułę, która pomoże Ci ich więcej nie popełniać? Niepowodzenie nieraz bywa oznaką innego, leżącego głębiej problemu. Warto spróbować np. metody 5 WHY, która pomaga wyeliminować prawdziwe źródło błędu.

 

Jako że mam wieloletnie doświadczenie w ponoszeniu porażek, potwierdzam zdecydowanie: to daje w kość, ale uodparnia na kolejne potknięcia. I pomaga iść naprzód. I właśnie tego ruszania naprzód Ci życzę. Po drodze będzie wiele porażek i niepowodzeń, uprzedzam. Ale będzie warto.

 

Chcesz zobaczyć, co jest w innych postach?

→ Perfekcjonizm – dobry nawyk czy przekleństwo?

→ Oswoić wystąpienia publiczne, czyli dlaczego dołączyłam do Toastmasters

→ W dolinie rozpaczy, czyli emocjonalny cykl zmiany